Myszka Klops za tęczowym mostem (2021-06-28 22:00)
Za tęczowym mostem,  Wspomnienia

Żegnaj pocieszny Klopsiku!

Jak co dzień, zostawiłem na mostku kawałek oblata. Klops zawsze je uwielbiał. Po pewnym czasie ten kawałek smakołyka zawsze znikał. Dzisiaj tak się nie stało. Zaniepokoiło mnie to. Kilka razy zawołałem „Klooops!”. Cisza… Żadnego ruchu. I ta przejmująca cisza…


Zdjąłem klatkę z regału i ścisnęło mnie w gardle. Klops leżał na boku, w wejściu do domku. Oczka, które zawsze były pełne życia i wyglądały jak koraliki, były wielkości główek od szpilek. Był jak z waty, a jego futerko było zakrwawione. Co się stało…?!

Po umyciu futerka okazało się, że brodawka, narośl, którą Klops miał na grzbiecie, pękła i spowodowała krwawienie, może jakiś wstrząs septyczny. Nie wiem…

O wiele większą brodawkę miał na prawym boku i czasem ją gryzł. Obawiałem się, że kiedyś coś sobie zrobi. Brodawka na grzbiecie nie była jakaś wielka i nie sięgał do niej. Nie było powodów do zaniepokojenia. Nic nie wskazywało, że tak nagle może się to zakończyć…


Niedawno Klops skończył 2 lata. Cieszyłem się, że dożył takiego wieku. Pamiętam, jak by to było dziś, gdy wraz z córką wybraliśmy go w sklepie. Czas nieprawdopodobnie szybko zleciał.

Na początku Klops był bardzo dziki i błyskawicznie uciekał, gdy tylko się poruszyłem. Z czasem nabrał zaufania, dawał brać się na ręce i zaczął powoli się oswajać. Oswoił się najbardziej ze wszystkich moich myszek. Żadna inna myszka nie była tak oswojona, jak on. Polubił mizianie za i pod uszkami. Potrafił długo leżeć bez ruchu na ręce. Był bardzo spokojny i łagodny.

Dużo czasu poświęcał na pielęgnację swojego futerka. Czyścił je bardzo dokładnie i z wielką starannością. Zawsze było ładnie ułożone i lśniące.

Uwielbiał biegać w kołowrotku. Szalał w nim bardzo często, szybko przestawiając łapki i pociesznie zawijając swój skrócony ogonek. Był w swoim żywiole. Żadna inna myszka nie zrobiła w kołowrotku tylu kilometrów, ile zrobił Klops.

Gdy chciał wyjść, to czekał pod drzwiczkami klatki, a gdy wyszedł, to zawsze ustawiał się pod ręką, żeby go zabrać. Wypuszczony, lubił zwiedzać różne zakamarki, ale po pewnym czasie zawsze wdrapywał się na rurę odkurzacza i czekał, aż wezmę go na ręce. Żadna inna myszka nie czekała na mnie, gdy już sobie pobiegała. Tylko on.

Bardzo lubił się z Celinką. Gdy tylko na siebie natrafiły, obwąchiwały się i tuliły się do siebie. Czasem dawały się jednocześnie miziać, leżąc mi na ręce. Klops mrużył wtedy oczka, było mu błogo, że ma obok „dziewczynę”, i nic więcej nie było mu potrzebne do szczęścia…

Do tej pory nie mogę pozbyć się odruchu spoglądania na klatkę i na mostek, na którym bardzo często przesiadywał. Cieszył się na mój widok, zwłaszcza po mojej dłuższej nieobecności. Zwieszał łepek, raz z jednej, raz z drugiej strony mostka, obserwował mnie i czekał na ulubione przysmaki. Wiedział, że zawsze dostanie ode mnie kawałek oblata, krakersa, chleba, orzecha, żółtego sera czy suszonego mącznika. A jeśli nawet nie czekał, był w innym miejscu klatki albo spał, to błyskawicznie pojawiał się, gdy tylko usłyszał trzask łamanego oblata.

Teraz tego nie ma. Została pusta klatka, pusty domek, pusty kołowrotek, w którym tak lubił biegać, wielka pustka i ogromny żal w sercu. Nie mogę się z tym pogodzić.

Żegnaj kochany staruszku… :'(



Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *