Żegnaj nieufna Symetrio!
Dzisiaj Symetria odeszła za tęczowy most, nagle i niespodziewanie.
Stan jej zdrowia zmienił się gwałtownie w ciągu zaledwie dwóch dni, od pełnego życia i wigoru zwierzątka do osłabionego i ledwo żywego, z którym musiałem się pożegnać… 🙁
W czwartek posprzątałem klatkę. Symetria była wtedy żwawa i w bardzo dobrej kondycji. Wszędzie było jej pełno. Nie usiedziała w miejscu. Zaglądała w każdy zakamarek klatki i poza nią. Nic nie wskazywało na to, że coś jej dolega.
W piątek i w sobotę było podobnie. Może z jednym wyjątkiem, że w sobotę wieczorem myszka nie wyszła po smakołyki. Ale nie widziałem w tym niczego nadzwyczajnego. Było wtedy bardzo chłodno i nie zdziwiło mnie, że myszka nie wyszła z ciepłego domku. Jak się później okazało, całkowicie mnie to zmyliło.
W niedzielę rano Symetria ponownie nie wyszła z domku po przysmaki. Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Błyskawicznie zdjąłem klatkę, ale ostrożnie zaglądałem w każdy zakamarek klatki i do domków, żeby nie niepokoić myszki. W jednym z nich znalazłem Symetrię. Myszka była ledwo żywa, jakby senna, i miała zmoczone futerko.
Jako że była niedziela, nie był możliwy kontakt z weterynarzem, który byłby specjalistą od gryzoni. Musiałem poczekać do poniedziałku, bezsilnie patrząc na pogarszający się stan zdrowia myszki.
W poniedziałek rano nie mogłem dodzwonić się do weterynarza. W końcu wsiadłem w samochód i pojechałem do niego. Symetria została przyjęta na CITO. Od razu zaopiekowano się nią. Wyraziłem zgodę na wszystkie możliwe badania i zabiegi, żeby tylko ją ratować.
Pod wieczór zadzwonił telefon. Poinformowano mnie, że stan Symetrii jest bardzo zły. Było podejrzenie, że myszka ma nowotwór lub ropień. Pewność miało dać badanie RTG, które miało być wykonane następnego dnia. W zależności od jego wyniku miało być podjęte stosowne leczenie.
Niestety, myszka nie doczekała badania. Następnego dnia rano zadzwonił telefon, że Symetria nie żyje… :'( Nie minęła nawet doba pobytu u weterynarza. W nocy z poniedziałku na wtorek Symetria odeszła za tęczowy most.
Symetria miała śliczne, białe futerko z czarnym pasem na głowie i karku oraz czarno zakończonym kuperkiem. Miała umaszczenie jakby wzdłuż odbite od lustra. Gdy tylko zobaczyłem ją w sklepowym akwarium, przed zakupem już wiedziałem, jak będzie się nazywać. Skojarzenie przyszło natychmiast. Symetria…
Zawsze była bardzo nieufna. Nigdy nie dała się do końca oswoić. Zawsze uciekała, gdy podkładałem rękę. Zawsze pisnęła, gdy próbowałem ją złapać, zwłaszcza z zaskoczenia. Ale gdy już miałem ją na rękach, wtedy nie próbowała uciekać. Lubiła głaskanie futerka i mizianie za uszkami. Leżała wtedy spokojnie na dłoni, czasem razem z Klopsem, z którym rozpływała się od miziania.
Miała bardzo łagodne usposobienie. Nigdy nie atakowała pozostałych myszek. Wręcz przeciwnie. Garnęła się do nich. Lubiła leżeć obok Sprężynki i Celinki. Często iskała i pielęgnowała ich futerka.
Bardzo lubiła leżeć w koszyczku z siankiem lub na spadzistym dachu domku. Średnio lubiła biegać w kołowrotku. Czasem biegała w nim razem z Celinką lub Sprężynką.
Z przysmaków Symetria najbardziej lubiła oblaty. Lubiła też sałatę. Pozostałe smakołyki, jak żółty ser, chleb czy suszone larwy mącznika, często pomijała i ignorowała. Wyczekiwała tylko na oblaty. Nie chciała niczego innego – tak się w nich rozsmakowała. Gdy tylko słyszała trzask ich łamania, błyskawicznie pojawiała się, wciskała pyszczek między kraty i dopraszała się o ulubiony przysmak. Co ciekawe, bardzo często zachowywała się wtedy jak chomik. Zanosiła do domku kawałek oblata, szybko wracała i dopominała się o kolejny, mrużąc przy tym swoje oczka. Była przy tym taka pocieszna…
Dzisiaj wiem, że to mrużenie oczek mogło być jednym z objawów, że coś jej dolegało.
Ryczałem po niej przez cały dzień. Tak było mi jej żal… :'( Nie mogłem pogodzić się z jej odejściem. Była taka młodziutka. Miała zaledwie 7 miesięcy i jeszcze wiele radosnych chwil przed sobą.
Zegnaj kochana mysio! :'(